List Samiry, której siostrzeńcy są uwięzieni w Gazie


Warszawa, 3 listopada 2023 roku

Trójka dzieci mojej siostry jest w Gazie. Od wczoraj nie mamy z nimi kontaktu – to uczucie i ta bezradność są nie do opisania. Umieramy tu, nie wiedząc, co się z nimi dzieje. Moja siostra jest załamana i cały czas płacze. Do tej pory codziennie z nimi rozmawialiśmy. Dzwonili do mamy, żeby usłyszeć, że wszystko będzie dobrze, że niedługo będą z nami, żeby się nie bali. 

Kiedy ostatni raz z nimi rozmawialiśmy, mówili, że słyszą bomby i nie mogą spać. Żadne dziecko nie powinno czegoś takiego przeżywać, a połowa mieszkańców Gazy, którą bez przerwy bombarduje Izrael, to właśnie dzieci. Przedwczoraj wysłali nam zdjęcia i swoje nagrania. Napisali, żebyśmy mieli ich zawsze w pamięci.

Moja siostra i jej mąż mają w Polsce firmę i akurat we wrześniu musieli przylecieć, żeby pozałatwiać kilka formalności. Zabrali trójkę najmłodszych dzieci, a starsze zostały z dziadkami, bo chodzą tam do szkoły i nikt nie chciał, żeby przepadły im lekcje. Każde z nich ma ambitne plany: piętnastoletni Mustafa jest wzorowym uczniem i chce zostać inżynierem. Chalil jest od niego o rok młodszy i kocha grać w piłkę nożną. Niedawno zdecydował, że chciałby studiować dziennikarstwo sportowe, chociaż najbardziej marzy mu się grać w Realu Madryt. I jest jeszcze ich trzynastoletnia siostra, która uwielbia malować, ale odkąd zaczęły się bombardowania, każdą wolną chwilę spędza na nauce polskiego. W przyszłości chciałaby studiować medycynę i pomagać ludziom. Tylko że jeśli ich stamtąd nie wyciągniemy, nie wiemy, ile tej przyszłości im zostało. 

Dzieciaki są przyzwyczajone do bombardowań, bo w Gazie bombardowania to żadna nowość i życie toczy się pomimo tego, z bombardowaniami gdzieś w tle. Pamiętam, że gdy tam mieszkałam jako dziecko – bo mój tata jest Palestyńczykiem – rakieta trafiła w nasz dom. To był 2008 rok, nie było żadnej wojny – po prostu czołgi były na górce i wystrzeliwały pociski. Byłam akurat w szkole, ale w domu byli rodzice i rodzina taty. Mieliśmy szczęście, że rakieta nie wybuchła, tylko zrobiła dziurę w ścianie. 

Gaza, którą pamiętam, pomimo ciągle obecnych działań izraelskiego wojska, to morze, zapach kwitnących drzew cytrynowych i pomarańczowych, a także życzliwość ludzi. Teraz została już tylko ta życzliwość. Cała reszta to ulice, domy, kościoły i meczety obrócone w gruz. I przepełnione szpitale, w których pacjentami są przede wszystkim dzieci.

Gdy Izrael zaczął bombardować Gazę, nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Czy będzie tak jak zawsze, że zaraz skończą? Taką mieliśmy nadzieję, ale po dwóch dniach stało się dla nas jasne, że tym razem będzie inaczej, zwłaszcza, że MSZ ewakuował Polaków z Izraela. Myślałam, że ewakuacja z Gazy będzie następna, bo zawsze, gdy coś się działo, obcokrajowcy byli ewakuowani. Poprosiłam Mustafę, żeby wysłał mi zdjęcia paszportów, żeby przekazać dokumenty do ambasady w Tel Awiwie, a on mi wtedy napisał: „Ciociu, obiecaj, że zrobisz wszystko, żeby nas stąd wyciągnąć”.

I robię, co mogę. Pisałam wszędzie, gdzie się da, pomagali mi przy tym znajomi. Pisałam do ambasady w Tel Awiwie, ale nie otrzymałam odpowiedzi. Dzwoniłam do MSZ w Warszawie i usłyszałam, że mam napisać mejla, ale oni też nas zignorowali. Miałam nawet wywiad z Polsat News i mówiłam, jak nikt się nami nie interesuje, ale nawet po tym nie było żadnej reakcji. Jedynie konsulat w Ramallah jest z nami w kontakcie, ale to nie oni odpowiadają za ewakuację z Gazy, tylko wydział konsularny w Tel Awiwie, który zupełnie nic nie robi. 

Mój ośmioletni siostrzeniec, który jest tu, w Polsce, mówi, że nie chce wracać do Gazy. Że tam jest potwór, który zabija dzieci. Ciągle pyta o swoich braci i siostrę, a gdy widzi zdjęcia, mówi, że tęskni. A oni tam musieli uciekać. Wojsko izraelskie zbombardowało ich dom, który w połowie zamienił się w gruzy, a druga połowa grozi zawaleniem. Przeprowadzili się do wuja w obozie dla uchodźców w Dżabalii, do naszego domu rodzinnego, w którym kiedyś mieszkałam. Teraz przebywa w nim dziesięć rodzin, których domy izraelska armia też zbombardowała.

Ich sytuacja jest dramatyczna. Ilekroć biorę łyk wody, przypominam sobie, że oni czystej wody już nie mają. Mustafa po tych gruzach kilka razy dziennie chodzi po wodę. Idzie kilka ulic dalej, nalewa do baniaków i wraca, a ta woda jest z lokalnego, zanieczyszczonego źródła i nie nadaje się do picia. Póki co jeszcze udaje im się rozpalać ogień i gotować na drewnie, dopóki się nie skończy, więc jedzą makaron, ryż, przecier pomidorowy, kaszę i czasem chleb, ale nie zawsze udaje się go kupić, bo brakuje mąki. 

Wychowywałam ich i nie wyobrażam sobie, żeby im coś się stało. Obiecałam im, że zrobię wszystko, żeby ich wydostać z tego piekła, a teraz nie mogę ich nawet poinformować, w razie gdybyśmy dostali informację, że jest ewakuacja. Mają przygotowane plecaki, a najstarszy nosi przy sobie polskie paszporty. Niedaleko przebywa inna polsko-palestyńska rodzina, więc w razie ewakuacji razem będą się przemieszczali w stronę granicy. Czekamy tylko, żeby ktoś im to umożliwił, tak jak Polakom w Izraelu.

Warszawa, 14 listopada 2023 roku

Szima, Kalil i Mustafa dotarli bezpiecznie do Polski. Wczoraj ziściło się to, o czym marzyliśmy i o co się modliliśmy przez ostatni miesiąc. Żadne słowa nie są w stanie wyrazić ulgi i radości, że nasza rodzina jest w komplecie. Dzieci są tak szczęśliwe, że przyleciały do Polski i że w końcu są z rodzicami i rodzeństwem.

Teraz chcemy stworzyć im dom, na jaki zasługują. W Gazie, wymieszane z gruzami innych budynków, są też gruzy ich domu rodzinnego. Gdy uderzyła w niego izraelska bomba, zawalił im się cały świat i pochował w gruzach wspomnienia dziecięcych lat, wszystkie pamiątki i drogocenne rzeczy. 

Nie ma już szkoły, do której chodzili. Nie ma przyjaciół, z którymi uwielbiali się bawić.

Moja siostra Kamila i jej rodzina muszą odbudować całe swoje życie, a przecież jeszcze kilka tygodni temu myśleli, że nie jest ono niczym zagrożone. Stracili firmę, którą prowadziła z mężem. Stracili dom, w którym tak uwielbiała spędzać czas. Wszystko, co sobie zbudowali, Izrael im zabrał. Nie mają dosłownie nic. Poza sobą. 

Najważniejsze, że żyją, jednak wszyscy zdajemy sobie sprawę jak trudne będzie rozpoczynanie od nowa. 

Chciałabym, żeby mieli gdzie mieszkać i żeby czuli się tam komfortowo, bo wiem, jak będą tęsknić za domem w Gazie. Chciałabym, żeby nie musieli się martwić o rachunki, przynajmniej przez jakiś czas. Chciałabym, żeby dzieci miały opiekę psychologiczną, żeby bliźniaki miały wsparcie terapeutyczne. Chciałabym, żeby mogli się skupić na dochodzeniu do siebie po koszmarze, który przeżyli. 

Chciałabym, żeby Izrael nas nie pokonał i żeby nasza rodzina, mimo wszystkiego, czego doświadczyliśmy, mogła wieść normalne życie. 

Zrobię wszystko, co będę mogła, by pomóc siostrze i jej rodzinie, ale chciałabym też Was prosić o wsparcie. Robię to, bo przez ostatni miesiąc okazaliście mi tak wiele dobra, za które nigdy nie będę w stanie podziękować. Czuję, że rozumiecie nasz ból i obawy i że mogę się Wam z nich zwierzyć i powiedzieć, jak bardzo potrzebujemy pomocy, by Kamila i jej rodzina mogli stanąć na nogi. Pewnie nie uda im się to od razu, pewnie będzie to długi proces, ale chciałabym go jej ułatwić. 

Dlatego proszę, jeśli tylko możecie, wesprzyjcie rodzinę Kamili w tej trudnej sytuacji. Bardzo doceniamy każde dobre słowo, udostępnienie, każdą rzecz i złotówkę, które dają nam – a przede wszystkim dzieciom – poczucie stabilności i nadzieję na zwykłą codzienność